Eurotrip cz. 2 - Dijon i francuskie winnice

By | 7 października 2015 | 02:37 1 komentarz
Po sytym śniadaniu w Strasbourgu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnym punktem na naszej mapie było Dijon - stolica musztardy :). W drodze do Burgundii mijaliśmy piękne, małe miasteczka. Nawet te najmniejsze, liczące zaledwie kilka domków wioski były bardzo czyste i zadbane. Niemal każda miejscowość zachęcała przypadkowo zbłąkanego wędrowca swoimi atrakcjami turystycznymi, aby zatrzymał się na dłużej. Przykładowo Colmar oprócz pięknych, średniowiecznych budowli posiada także własną Statuę Wolności. Jest to siostrzana wersja, tej która znajduje się w Stanach Zjednoczonych, bowiem jej twórca - rzeźbiarz Frederic Auguste Bartholdi, urodził się właśnie w tym mieście. My Colmar zobaczyliśmy tylko przejazdem, ale jeśli kiedykolwiek odwiedzicie to alzackie miasto, zobaczcie dzielnicę zwaną Małą Wenecja i spróbujcie tutejszego białego wina. Podobno jest wyśmienite. 

Statua Wolności w Colmar
W trakcie podróży zauważyliśmy także, że Francuzi mają ogromną słabość do kwiatów. Ania mówiła nam, że przejeżdżając przez Francję miniemy ich ogromną ilość. Rzeczywiście miała rację, Francuzi upychają kwiaty gdzie tylko mogą. Niestety nie mam przykładowego zdjęcia, aby Wam to pokazać, ponieważ te które zrobiłam przez szybę w samochodzie, wyszły nieostre. W dodatku jechaliśmy dość szybko, aby zdążyć do Dijon na czas. Co ciekawe, we Francji ograniczenie na drodze krajowej wynosi około 90 km/h, a w terenie zabudowanym 70 km/h, więc jadąc przez miasta nie musieliśmy zwalnialać zbyt mocno. Dzięki temu ruch na drodze odbywa się wyjątkowo płynnie. 

Pl. Darcy
Po drodze z Belfortu do Dijon towarzyszył nam deszcz, który niestety nie odpuścił także po dotarciu na miejsce. Wyposażeni w parasolkę, ruszyliśmy z parkingu na Pl. Darcy, by zwiedzać Dijon - wizytówkę Burgundii. Minęliśmy Bramę Wilhelma, by wejść na najsłynniejszą ulicę w mieście Rue de la Liberté. Pod numerem 32-gim mieści się tu sklep z musztardą. 

Sklep z musztardą - Moutarde Maille
To idealne miejsce na zakup pamiątek z tego regionu, ponieważ na półkach znaleźć można przeróżne specjały: oliwy, octy, a także musztardy we wszystkich kombinacjach smakowych: z dodatkiem malin, bakłażana, orzecha laskowego, rabarbaru i wielu, wielu innych składników. Bez problemu kupimy także moździerze, ozdobne słoje, czy buteleczki. Niegdyś mieściło się tu muzeum musztardy, niestety obecnie pozostał po nim tylko sklep. 

Musztardy z Dijon we wszystkich możliwych smakach ;)
Po wizycie w sklepie, udaliśmy się, by zobaczyć kolejne zabytki: Katedrę Saint-Bénigne, ratusz z ogromnym dziedzińcem, Kościół Notre-Dame, Pałac Książąt Burgundzkich oraz rezydencję Maison Milliere. Zwiedzając miasto, podążać można za wskazówkami słynnej, dijońskiej sowy. My mieliśmy własną trasę, choć kilka razy przecięliśmy sowią ścieżkę. 

Sowi drogowskaz 
Nie zapomnieliśmy jednak o najważniejszej sowie w mieście. Na zachodnim murze Notre Dame znajduje się bowiem płaskorzeźba małej sówki, zwana w Dijon „la chouette”. Należy ją pogłaskać na szczęście (koniecznie lewą ręką!). Tak też uczyniliśmy, dla pomyślności naszej dalszej podróży. 

Płaskorzeźba sowy na katedrze Notre Dame
To, co wyróżnia Dijon spośród tysięcy innych miast we Francji jest przede wszystkim jedzenie. Do najsłynniejszych, serwowanych tu dań należą: boeuf bourguignon, czyli wołowina po burgundzku, duszona w czerwonym winie, czy też escargots de Bourgogne, czyli ślimaki pieczone z czosnkiem, pietruszką i białym winem. Podczas wizyty w Dijon warto spróbować także lokalnego trunku, o nazwie Kir, który składa się z białego wina oraz likieru z czarnej porzeczki. Także liczne malutkie sklepiki, będą zachęcać do zakupu wszelkiej maści specjałów. Ciasteczka, pomadki, makaroniki i inne francuskie słodkości będą Was kusić wyłożone na wystawach. 

Sklep ze słodyczami w Dijon
Muszę przyznać, że Dijon bardzo mi się podobało. Ciekawa architektura, moje ulubione domki „ze stelażem” i drewnianymi okiennicami (mówiłam, że uwielbiam okiennice?) oraz znakomita gastronomia. Z chęcią zostałabym w tym mieście nieco dłużej.

Pl. Francois Rude
Niestety wszystko co dobre, kończy się prędzej czy później, tak więc późnym popołudniem zostawiliśmy Dijon daleko za sobą. Udaliśmy się w dalszą drogę malowniczymi trasami Burgundii. Wszędzie dookoła nas rozpościerały się winnice. Postanowiliśmy zjechać do jednej z nich - Château de la Tour. Widoki wokół robiły wrażenie. Całe połacie winorośli położone między górskimi szczytami wyglądały naprawdę bajkowo. Po zrobieniu zdjęć, spróbowaliśmy kilku winogron. Były naprawdę słodkie! 

Winnica Château de la Tour
Winnica była naszym ostatnim przystankiem tego dnia, więc gdy słońce powoli znikało za horyzontem, zaczęliśmy się rozglądać za miejscem do spania. Byliśmy już dość zmęczeni, więc parking obok sklepu budowlanego i małej stacji benzynowej w mieście Cuisery, wydawał się idealny. Po dość chłodnej nocy, wstaliśmy wypoczęci i gotowi do dalszej drogi przez francuską część Alp, ale o tym już w następnym wpisie :).   


1 komentarz:

  1. Pięknie :) Własnie wróciłam z Alzacji, byłam w Colmar, Strasburgu i wielu innych miejscach :) dzis zaczynam pisac relację, zajrzyj po południu na bloga :0

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli skorzystasz z mojego przepisu, miło mi będzie jak wyrazisz o nim opinię ;)