Weekend ze Smakiem - podsumowanie :))

By | 14 czerwca 2014 | 15:57 3 komentarze
Czas płynie nieubłaganie, bowiem minął już tydzień od ubiegłego weekendu i najlepszej imprezy kulinarnej, w jakiej dane mi  było uczestniczyć.

Między czwartym, a ósmym czerwca we Wrocławiu odbyła się kolejna edycja festiwalu "Europa na Widelcu". W trakcie jej trwania, zorganizowano również po raz drugi Weekend ze Smakiem, czyli partnerską imprezę dla blogerów kulinarnych, której patronował Cooklet oraz miasto Wrocław (więcej informacji tutaj: http://weekendzesmakiem.pl).


Organizatorzy zadbali, abyśmy przysłowiowo nie usiedli na tyłku choćby przez kilka chwil. Program spotkania był baaaaaardzo bogaty, dzięki czemu wszyscy doskonale się bawili. Już od pierwszych chwil, po zbiórce w hotelu wszyscy mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów do rozmowy i bardzo szybko zaczęliśmy się czuć swobodnie w swoim towarzystwie (a pomyśleć, że miałam jakiekolwiek obawy przed tym, że prawie nikogo nie znam). Ale do rzeczy... niczym wesoła wycieczka szkolna woziliśmy się po Wrocławiu, od punktu do punktu z naszym mistrzem kierownicy



Rozpoczęliśmy od znakomitego lunchu powitalnego w restauracji Nigdy Nie Zapomnę. I rzeczywiście, nigdy nie zapomnę tych smaków...ba! Nawet chętnie wrócę po to, by spórbować więcej. 



Jedzenie było wyśmienite, więc z uśmiechem na twarzach konsumowaliśmy to, co nam podawano. W menu znalazły się przegrzebki z kalafiorowym puree, zielona zupa z rukwi wodnej w towarzystwie kwiatów bzu zapieczonych w cieście oraz dania główne i desery, które każdy wybierał indywidualnie. Ja zdecydowałam się na kurczaka sous vide z kremowym puree ziemniaczanym, z dodatkiem lubczyku oraz sałatkę ze smażonych pomidorów, a na deser wybrałam parfait rabarbarowe. Oba znakomite, podobnie jak inne dania zamawiane przez moich "sąsiadów" przy stole. Absolutnym hitem okazał się jednak mostek wołowy, czyli specjalność szefa kuchni. 



Co mnie jednak najbardziej urzekło w trakcie wspólnego posiłku to BLOGERZY! I fakt, że to takie NORMALNE, że jedzenie najpierw się fotografuje, a dopiero potem zjada. W najlepszy sposób odzwierciedlają to zdjęcia... :) 



Kolejnym punktem wycieczki była niespodzianka, czyli wjazd na Sky Tower i czas na krótkie podziwianie uroków Wrocławia z wysokości 49-go piętra. Przy okazji powstało The Biggest Blogger Selfie Ever :).




Po południu odwiedziliśmy kuchnię Art Hotelu, gdzie szef Grzegorz Pomietło oprowadził nas po wszystkich stanowiskach pracy i pokazał jak uwijają się jego kucharze, by zdąrzyć z przygotowaniem dań główną część festiwalu. 


 
Wieczorem spotkaliśmy się z patronami festiwalu – Robertem Makłowiczem oraz Piotrem Bikontem. Panowie jako istne dusze towarzystwa chętnie opowiadali nam o idei festiwalu Europa na Widelcu oraz odpowiadali na nasze okołokulinarne pytania. Na koniec oczywiście był także czas wspólne fotografie ;).




Dzień pełen wrażeń zakończyliśmy w Browarze Mieszczańskim, gdzie wspólnie integrowaliśmy się przy piwach, produkowanych przez lokalne browary. Dla bardziej wytrwałych zawodników impreza wydłużyła się do 5 rano. Moja, choć tego nie planowałam, również skończyła się o podobnej godzinie. W tym miejscu taka rada na przyszłość: "Jeśli wychodzisz z jednej imprezy, żeby pójść wcześniej do domu i się wyspać, to nie idź na drugą (tylko na chwilkę, żeby Twoi znajomi się nie pogniewali), bo to się nie uda"


No więc, zwlokłam się w sobotę rano z łóżka, aby dotrzeć o 9:00 do Studia Piotra Kucharskiego, gdzie czekały na nas niezwykle inspirujące warsztaty kulinarne. 


Na miejscu zostaliśmy podzieleni na trzy grupy, bowiem nasze warsztaty dzieliły się na trzy bloki tematyczne: grillowanie w temperaturze 400°C w ceramicznym grillu, gotowanie w sous vide oraz kuchnia słowacka. Na każdym stanowisku bez wątpienia można było nauczyć się czegoś ciekawego, a spod naszych rąk wyszły naprawdę znakomite potrawy, co najlepiej oddają zdjęcia. 





 
Po warsztatach i prawdziwiej uczcie (no przecież nie gotowaliśmy tylko po to, żeby na jedzenie patrzeć...) pojechaliśmy na wrocławski rynek, gdzie odbywała się główna część imprezy, czyli Europa na widelcu. Oprócz jarmarku produktów regionalnych, rozstawione były stoiska, gdzie każdy mógł spróbować dań pochodzących z różnych regionów Europy.  





Następnie rozstrzygnięto konkurs na najlepszy europejski przepis. (I tutaj szczególnie gratuluje dla dziewczyn, nagrody się należały!) Nasze przedstawicielki: Ada, Deli, Agnieszka i Sylwia gotowały również na scenie, a następnie częstowały przechodniów smakołykami, które przygotowały.

 
Miłym akcentem było zaproszenie całej naszej blogerskiej ekipy na scenę, gdzie uroczy Pan konferansjer pozwolił każdemu z nas opowiedzieć o blogach, które prowadzimy. 



Na koniec, w pięknej siedzibie Cookleta odbyły się warsztaty z dietetyczką, gdzie przepisy z naszych blogów zostały rozłożone na czynniki pierwsze, my zaś grupowaliśmy je w piramidy żywności. Nasz organizator zadbał także po raz kolejny o nasze żołądki, bo na stół wjechało bajeczne sushi. 

 
Sobota również okazała się długim dniem, ponieważ po bankiecie kończącym cały festiwal, nastąpił także czas na część nieoficjalną, czyli "Hulaj dusza piekła nie ma" w klubokawiarni Gradient. Oj.. co to była za noc... :) 



Na koniec chcę przestawić Wam serce całego wydarzenia, czyli wspaniałych ludzi, z którymi spędziłam ten czas. Gorące pozdrowienia dla ekipy Cookleta oraz innych blogerów i pasjonatów gotowania. Naprawdę miło było Was poznać! 


3 komentarze:

Jeżeli skorzystasz z mojego przepisu, miło mi będzie jak wyrazisz o nim opinię ;)